Zima w Bieszczadach potrafi być magiczna, a nasza ostatnia wyprawa tylko to potwierdziła. Cudowna ekipa i bajeczne widoki – taki zestaw zapewnił nam przygodę, którą na długo zapamiętamy. Oto, jak wyglądał nasz weekend na krańcu Polski.
Pierwsze uczestniczki zaczęły przyjeżdżać już o 15:00 a ostatnia grupa dotarła dopiero po 20:00. Wieczór spędziłyśmy w karczmie, wsłuchując się w szanty i bieszczadzkie pieśni.
Następnego dnia pobudka o 7:00. Pogoda? Idealna! Szybkie śniadanie, pakowanie plecaków, termosów z gorącą herbatą i ruszamy na szlak. Termometr wskazuje -12 stopni, a pod stopami skrzypi śnieg – wspaniałe warunki na zimową wędrówkę.
Zaczynamy w Wołosatem, kierując się na Tarnicę. Pierwsze kilometry to spokojne podejście lasem, gdzie zrobiłyśmy krótki postój na założenie raczków. Kolce zapewniły niezbędną przyczepność więc już żwawszym krokiem kontynuowałyśmy podejście w kierunku wiaty, która wyznacza mniej-więcej połowę podejścia na szczyt. Tam zrobiłyśmy przerwę na herbatę i ewentualne poprawienie raczków. Powyżej wiaty drzewa przykryte były świeżym śniegiem, który dawał bajkowy klimat. Wzmagał się również wiatr, ale nie był on (jeszcze) dokuczliwy. Gdy w końcu wyszłyśmy na połoniny, przywitał nas wiatr tak silny, że rozmowy w większej grupie stały się wyzwaniem. Las zastąpiły pojedyncze ośnieżone iglaki, które wyglądały jak naturalne rzeźby.
Przed finalnym podejściem zrobiłyśmy szybką sesję zdjęciową. Raz widoki ginęły we mgle, raz wyłaniały się jak na zawołanie. Wąski wydeptany szlak prowadzi nas na przełęcz. Wiatr jest tu tak porywisty, że trzeba chronić twarz – przydałyby się gogle narciarskie. Ostatni odcinek na szczyt wymaga koncentracji – mijanki na szlaku oznaczają konieczność wejścia w głębszy śnieg. Ale warto! Na szczycie nagle zapada cisza, a przed nami roztacza się klimatyczna panorama. Krótka sesja zdjęciowa, łyk herbaty, kanapka i zaczynamy zejście.
Schodziłyśmy z wiatrem w plecy, co zdecydowanie poprawiło komfort. Na przełęczy ponownie spotkałyśmy się z porywistym wiatrem, ale zgodnie postanowiłyśmy zrobić pętlę przez Szeroki Wierch. Wyżej wiatr ustępuje miejsca lekkiej mgle, a szczyty co chwilę znikają i pojawiają się w oddali. To idealny moment, by pogadać i cieszyć się spokojem gór. Na zejściu z grzbietu chmury ostatni raz się rozwiewają, odsłaniając piękną, ośnieżoną panoramę. Kończymy trasę spokojnym spacerem przez las, docierając do hotelu, gdzie czeka na nas kolacja, ciepłe proziaki, pieczone jabłka i kolędy w tle.
Trasa: Wołosate – Tarnica – Szeroki Wierch – Ustrzyki Górne
Nasza styczniowa pętla to klasyka Bieszczad w zimowej odsłonie. Trasa zaczyna się w Wołosatem i prowadzi na Tarnicę (1346 m n.p.m.), najwyższy szczyt polskich Bieszczad. Zejście przez Szeroki Wierch pozwala zamknąć pętlę i wrócić do punktu wyjścia. Łącznie około 13km co tylko wydaje się mało – warunki na górze dały nam nieźle w kość.
Zostaw komentarz