Nie ma to jak długi listopadowy weekend w górach! Nasza ekipa zebrała się w Jaśminowych Ogrodach – wieczorne spotkanie potem joga. Potem usiadłyśmy wygodnie na kanapie i… przegadałyśmy prawie cały wieczór. Gdzieś koło północy padło pytanie: „Ej, a może by tak iść spać?”. W końcu rano ruszamy na szlak!

Dzień 1: Skrzyczne i wędrówka ponad chmurami

Po śniadaniu ruszyłyśmy na szlak. Na początku trasa prowadziła przez las, w którym mgła nadawała lekko tajemniczy klimat. Z czasem, im wyżej się wspinałyśmy, tym częściej przebijało się słońce, aż w końcu wyszłyśmy nad morze chmur – widok, który zawsze robi wrażenie. Po wejściu na szczyt odruchowo zaczęłyśmy kierować się pod schronisko – Czekajcie! – krzyknęła Maria. – Chodźcie najpierw do Żabki na zakupy!
– Gdzie tutaj jest Żabka?
– No tutaj zaraz za zakrętem, nie wierzycie to zobaczcie same!
Jakie było nasze zdziwienie, kiedy faktycznie, parę kroków dalej była rzeźba żabki – od ich skrzeczenia wzięła się nazwa Skrzyczne. Po „zakupach” i sesji z pociesznym zwierzakiem zrobiłyśmy sobie przerwę na herbatę w schronisku. Następnie przyszła pora na szkolenie z fotografii smartfonem. Schodząc z góry, mogłyśmy od razu przetestować nową wiedzę – trasa prowadziła nieczynnym stokiem narciarskim i co chwilę zatrzymywałyśmy się, żeby uchwycić widoki. Do hotelu dotarłyśmy tuż przed zmierzchem – szybka joga i wieczór podzielony na dwie opcje: dla chętnych impreza na mieście, reszta została w hotelu na rozmowy przy winie. 😉

Dzień 2: Klimczok i odpoczynek w Hacie Wuja Toma

Poranek przywitał nas piękną pogodą – ciepłe słońce i rześkie powietrze. Po krótkiej przejażdżce z hotelu pod szlak zaczęłyśmy podejście na Klimczok. Szlak był szeroki i wygodny, rozmowy płynęły, a nim się obejrzałyśmy, byłyśmy już pod schroniskiem. Po krótkiej przerwie przyszło wymagające podejście na szczyt, które solidnie dało nam się w znaki, ale widok z góry był wart wysiłku. Zastanawiałyśmy się, czy wydłużyć trasę i pójść na Szyndzielnię, ale wizja odpoczynku w Hacie Wuja Toma wygrała. Po zejściu usiadłyśmy w przytulnym wnętrzu, zamówiłyśmy herbatę, obiad i cieszyłyśmy się spokojnym popołudniem. Wieczorem wróciłyśmy do hotelu na jogę.

Dzień 3: Malinowska Skała

Ostatnia wyprawa była stosunkowo szybka – zależało nam, żeby dziewczyny zdążyły na pociągi. Wybrałyśmy najkrótszy szlak na Malinowską Skałę z Przełęczy Salmopolskiej. Las szybko się przerzedził pokazując szeroką panoramę. Widok ze szczytu był najlepszy z całego wyjazdu – miałyśmy perfekcyjną przejrzystość powietrza dzięki czemu widziałyśmy nawet bardzo odległe szczyty. Oczywiście spędziłyśmy dłuższą chwilę na skalnej wychodni ciesząc się bardzo ciepłą i przyjemną jak na listopad pogodą. Po zejściu na parking pożegnałyśmy się. Cześć dziewczyn postanowiła po drodze odwiedzić jeszcze Muzeum Kukuczki. Wieczorem wszystkie byłyśmy już w domach – zmęczone, ale zadowolone.